W lipcu tego roku, korzystając z wolnego czasu postanowiliśmy spędzić długi weekend nad morzem. Bardzo chciałam aby było to miejsce, którego jeszcze nie znamy. Poszukiwania nie trwały długo. Po wyeliminowaniu destynacji, które wymagały podróży dłuższej niż trzy godziny, wahaliśmy się pomiędzy dwiema propozycjami: uroczym pokojem do wynajęcia w Haute Normandie i kwaterą na malowniczej farmie w Basse Normandie (Normandie we Francji są dwie). Wygrała druga opcja na farmie.
Przyznam się, ze nie jestem dobrze zorganizowana. Najpierw ustalam ze wszystkimi daty wyjazdu, poszukuję jakiegoś sympatycznego miejsca a gdy decyzja zapadnie i nikt już nie wyobraża sobie żadnych zmian – ja zaczynam dopiero dowiadywać się o wolne miejsca.
Tak wiec dzwonię. Z duszą na ramieniu. W słuchawce odpowiada damski glos, szybko orientuję się, ze jest to właścicielka gospodarstwa. Pani tłumaczy, że jest bardzo zajęta, właśnie prowadzi samochód i nie ma dostępu do planningu… i ponieważ jest lipiec (!) i są wakacje (!) to nie może zagwarantować czy coś dla nas się znajdzie (!!!)
Odetchnęliśmy dopiero gdy nazajutrz Madame Leblond wszystko nam potwierdziła. Jedziemy!
Po ponad dwóch godzinach spędzonych na autostradzie, zwalniamy tempa wkraczając na wąskie, wijące się wśród zbożowych pól drogi. Pogoda nam sprzyja, niebo jest niebieskie, słońce przyjemnie grzeje… idealne warunki na podbój nowych miejsc.
Szybko nabieramy chęci aby pogubić się w tym łagodnym i harmonijnym pejzażu – ale to musi poczekać do jutra.
La Ferme du Château de Fontenay – to malownicze miejsce kryje się w samym środku lasu. Droga jest ubita i wyboista jak należy. Nagle przestajemy się spieszyć, nawet zatrzymujemy się by posłuchać śpiewu leśnych ptaków. Światło radośnie błyska spomiędzy liści wyjątkowo zielonych o tej porze roku. Zauroczeni chwilą mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w dobrym miejscu o dobrej porze. Z zaciekawieniem kontynuujemy naszą przeprawę przez ten nieduży w sumie las, mijamy ruiny zamku de Fontenay aby nareszcie wjechać na obszerną posesję pięknego gospodarstwa. Czuję, że spędzimy wyjątkowo dobry weekend.
Nasz „wiejski apartament” wygląda bardzo zachęcająco. Od progu wita nas przyjemny zapach drewna. Meble są stare i proste – tak jak lubię. Drobne detale subtelnie podkreślają styl „campagne chic” w salonie. Mamy chęć rzucić się na kanapę i odpocząć po podróży ale wyjątkowy widok z okna oraz piękna pogoda wywołują nas na zewnątrz.
Tego wieczoru, korzystam z „Golden Hour” w całej swojej krasie i fotografuję podwórze oraz wszędobylskie i jakże francuskie winorośla ozłocone promieniami wieczornego słońca.
Swoje wolne dni spędzamy na… gubieniu się. Oszukujemy nawigację samochodową zbaczając z zaprogramowanej drogi. W swoim rytmie odkrywamy miejsca, których byśmy nie poznali korzystając ze wskazówek klasycznego przewodnika turystycznego.
Świeże, jodowane powietrze wzmaga apetyt. W małych nadmorskich restauracyjkach znajdujemy wszystko co zaspokoi kulinarne wymagania zgłodniałego weekendowicza. W menu specjały typowo normandzkie: eskalopy, naleśniki, ryby i owoce morza…
Któregoś dnia, nasza ciekawość wyprowadza nas na wzgórze, z którego można objąć wzrokiem całe wybrzeże. Znajduje się tutaj prestiżowa restauracja „Le Panoramique”. Bez namysłu postanawiamy oferować sobie chwilę luksusu. Normandzki wędzony łosoś jest tu podawany z domowym sosem cytrynowym w postaci zimnego sorbetu (!) – wyrafinowany i jakże dobry pomysł podczas tak gorącego w tym roku lata.
Z przyjemnością zostajemy chwilę dłużej na wysokościach, wodząc palcem po pejzażu jak po mapie i wyznaczając miejsca, w których jeszcze się nie gubiliśmy.
Popołudnia dedykujemy plaży. Ludzi jest mało, co nam zresztą odpowiada. Ganiamy do woli ze szczęśliwym (bo spuszczonym ze smyczy) psem po piasku.
Natomiast latawiec odmawia posłuszeństwa i nie ma chęci wznieść się w powietrze. Pocieszamy się karmelowym gofrem z plażowej budki.
Ostatniego dnia wstaję wcześnie mając nadzieję, że uda mi się złapać w obiektyw pierwsze promienie na zroszonych liściach i kwiatach w ogrodzie. To malownicze miejsce, godne pędzla impresjonisty bardzo mnie inspiruje. Czas szybko mija i zanim się obejrzę nadchodzi pora śniadania. Jak zwykle, stół jest suto zastawiony. Dziś jeszcze niczego sobie nie odmówimy. Tradycyjna chałka, domowe konfitury, ogromne i pyszne sery normandzkie – z rozmiłowaniem odkrajam sobie pokaźny plaster. Gorąca czekolada i świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy to bukiet finalny naszej porannej uczty – Non, je ne regrette rien.
Siedząc tak sobie wygodnie pod arkadami próbuje odgonić myśl o nadchodzącej chwili wyjazdu.
Zamykając torbę podróżną obiecuję sobie, ze kiedyś tu jeszcze powrócę. W ostatnim momencie udaje mi się jeszcze zrobić kilka zdjęć kiści niedojrzałych winogron, uroczo wysypujących się do pokoju za każdym razem gdy otwiera się okno. Być może następni przybysze będą mogli ich skosztować?
Ruszamy! Bagażnik zamknięty.
A obok, pszczoły brzęczą przyjemnie w swoich kolorowych ulach. Przywołują mi na myśl smak miodu kosztowanego dziś rano.
Warto zwiedzić, warto powrócić.
La Ferme du Château de Fontenay
50310 Saint-Marcouf de l’isle
Tel. +33(0)233402410
Leave a Reply